Gładko, jak po maśle - moje masełka do ciała

Wszelkie masła i masełka do ciała przeżywają obecnie renesans. Mam wrażenie, że stały się popularniejsze i bardziej lubiane od tradycyjnych balsamów, mleczek itp...
Trochę czasu potrzebowałam, aby przekonać się do tego typu kosmetyku. Bo balsamy mają zazwyczaj wygodniejsze i higieniczniejsze opakowania.
Obecnie jednak to właśnie masła stanowią moje ulubione produkty do pielęgnacji i regeneracji skóry ciała.

Aktualnie mam w posiadaniu trzy różne masełka:


  • Hipoalergiczne masło do ciała Pat&Rub
  • Multiwitaminowe masło do ciała AA Sensitive Nature Spa z serii borówkowej
  • Masło do ciała Alverde - Macadamia, masło Shea 


Na co zwracam uwagę przy wyborze maseł? Na skład, na zapach - lubię takie neutralne, bardzo delikatnie pachnące, oraz przede wszystkim na działanie.
Dziś pokuszę się o małe porównanie tych oto trzech maseł.


  • OPAKOWANIE
Masła zamknięte są w tradycyjnych dla tego typu produktów plastikowych, wygodnych słoiczkach. Wszystkie trzy opakowania są estetyczne, ładne, mnie najbardziej podoba się AA :)




  • ZAPACH
Jeśli chodzi o smarowidła do ciała, cenię sobie zapachy delikatne, neutralne, nieduszące. I tutaj moim faworytem jest masełko Alverde. Zapach jest bardzo subtelny, niczym świeży kremowy jogurt, z lekką nutką orzechową. Prześliczny!
Na drugim miejscu umieszczam masło Pat&Rub. Pachnie lekko, morsko, charakterystycznie dla całej hipoalergicznej serii tej marki.
Natomiast zapach masła AA bardzo mnie zawiódł. Oczekiwałam delikatnego, owocowego aromatu, tymczasem masło to pachnie dość dziwacznie, nieco chemicznie, taki winno-chemiczny smrodek. Dlatego też najmniej chętnie sięgam po ten produkt.



  • KONSYSTENCJA
Kupując masła spodziewałam się takiej maślanej konsystencji, nieco zbitej, twardawej, a tymczasem masło P&R jest lekkie i puszyste niczym krem do twarzy, AA jest odrobinkę gęściejsze. Najbardziej odpowiada mi produkt marki Alverde - jest treściwy, bogaty, co nie oznacza, że wchłania się gorzej od poprzedników. 
Pat&Rub
AA
Alverde



  • WYDAJNOŚĆ
W tej kategorii nie widzę akurat żadnej różnicy. Wszystkie trzy produkty są podobnie wydajne. Wystarczy naprawdę mała ilość kosmetyku, aby cieszyć się gładką skórą :)


  •  SKŁAD
Moje masełka posiadają naturalny, przyjazny skład, bazujący głownie na maśle shea. 
Na próżno szukać tu parabenów, innych syntetycznych konserwantów, silikonów, parafiny, PEGów, olejów mineralnych itp...


  • DZIAŁANIE
Tutaj nie będę się rozpisywać o obietnicach producentó. Oczywiście wszystkie trzy mają dogłębnie nawilżać, pielęgnować, wygładzać, koić... 
Powiem szczerze, że wszystkie moje masełka działają podobnie. Wszystkie są skuteczne, należy używać ich regularnie, aby efekty pozostały na dłużej. Wszystkie trzy wchłaniają się bez problemu i świetnie pielęgnują moją przesuszoną skórę. 
Tutaj jednego faworyta nie jestem w stanie wybrać.





  • CENA
Pat&Rub - 69 zł za 250 ml
AA - 56 zł za 200 ml
Alverde - ok. 4 Euro

  • DOSTĘPNOŚĆ
Masełko Pat&Rub można kupić on-line w sklepie internetowym tej marki, a także w drogeriach Sephora. 
Masło AA z tego co zauważyłam jest coraz trudniej dostępne. Kiedyś widziałam je w Douglasie, ale kiedy chciałam je zakupić kilka tygodni temu, znalazłam je dopiero w jakiejś aptece, ostatnia sztuka... 
Natomiast produkt marki Alverde można kupić jedynie w drogeriach DM, których w Polsce niestety nie ma... 




 PODSUMOWANIE

Wszystkie masła są skuteczne i godne polecenia, ale ja zdecydowanie najchętniej sięgam po produkt marki Alverde. To w nim właśnie najbardziej odpowiada zapach, konsystencja, no i cena :) 



Ciekawa jestem, czy znacie któreś z tych trzech masełek? 
A może polecacie jeszcze coś innego? 

Całuję Was wiosennie!

Tusz do brwi Brow Drama - rozczarowanie od Maybelline

W makijażu dużą wagę przywiązuję do starannego podkreślenia brwi. 
Do tego celu używam zamiennie dwóch świetnych produktów od marki Benefit: paletkę Brow Zings oraz tusz Gimme Brow. 
Kiedy jednak niedawno stojąc w drogerii przed półką Maybelline zobaczyłam nowość tej marki - tusz do brwi Brow Drama, pomyślałam, że być może jest to dobra alternatywa dla benefitowskiego tuszu, który niestety sporo kosztuje, jak na tak maleńką pojemność (3g). 


Wszak właśnie w ofercie Maybelline znalazłam wiele świetnych kosmetyków, np. cienie Color Tatoo, tusz do rzęs Colossal...
Niestety, już po pierwszym użyciu Brow Drama rozczarował mnie na całej linii, po drugim i trzecim również nie było lepiej...
Moim zdaniem głównym winowajcą jest tutaj ta dziwaczna szczoteczka. 

Dzięki okrągłej formie ma ona z założenia ułatwić nadanie brwiom kształtu i koloru. 
Próbowałam na różne możliwe sposoby manewrować tą szczoteczką, niestety z miernym efektem... 
Poza tym szczoteczka jest nieprzyjemnie twarda, wręcz drapała mnie po brwiach. Bardzo nieprzyjemne dozanie ;) 
Dużo bardziej precyzyjna jest ta maleńka szczoteczka, w którą wyposażony jest tusz od Benefit. 



Tusz Maybelline ma dosyć wodnistą konsystencję, moim zdaniem kiepsko nabiera się go na szczoteczkę. 
Tak więc i efekt jest znikomy. Nie widzę, żeby nadawał formę i kształt. Kolor na brwiach jest także ledwo dostrzegalny, mimo że zdecydowałam się na najciemniejszą wersję tuszu. 
Dlatego też myślę, że nieprędko ponownie zdradzę żel od Benefit, który mimo że do tanich nie należy, jeszcze nigdy mnie nie zawiódł.

Ciekawa jestem waszych ulubieńców do makijażu brwi :) 

Domek na pędzelki

Kochani! Wracam do świata żywych! 
Moja nieobecność spowodowana była przygotowaniami do urlopu, samym urlopem oraz masą pracy, która czekała na mnie po urlopie... Starałam się w tym czasie regularnie Was odwiedzać, ale teraz nareszcie wracam do czynnego prowadzenia bloga :) Bardzo się za Wami stęskniłam! 
Dziś chciałabym pokazać Wam moją nową zdobycz. 

Otóż od dosyć dawna szukałam optymalnego rozwiązania do przechowywania pędzli do makijażu. Do tej pory moje pędzelki mieszkały w szklance. Niestety w ten sposób pędzlaki dosyć szybko się kurzyły i dlatego rozglądałam się za czymś zamykanym. 
Tymczasem bardzo fajny pomysł podsunęła mi niedawno Monika :)
Zainspirowana tymże pomysłem wybrałam się do sklepu z artykułami gospodarstwa domowego i sprawiłam sobie ten oto... pojemnik do przechowywania makaronu ;)  

Pojemnik wykonany jest ze szkła, natomiast jego zatyczka jest plastikowa. 


Pojemnik jest poręczny i lekki, a jednocześnie bardzo stabilny. Może nie jest to idealny domek dla pędzli, ale do tej pory nie znalazłam lepszego rozwiązania.

Bardzo mnie ciekawi, jakie Wy macie sposoby na przechowywanie pędzli!